IV Zjazd – wg Dellicji

wg Dellicji

  1. Della pisze:

    Cichal,
    Ty tam siedź na czterech i jakiś komitet powitalny zmajstruj, cyklista zajedzie ;)
    Poszłam do sklepu, to nawet nie jest 150 metrów. Ponarzekałyśmy z panią sklepową, jak to drzewiej bywało, Że jak wojo było, to i kasyno było, i ruch w interesie, i w ogóle, i w szczególe, i pod każdem innem względem. Wojo teoretycznie jest, ale go nie ma, tylko jak NATO manewruje, bo to w końcu łolbrzymi poligon.

    Wyciągnęłam dzika z piekarnika. Już mówiłam – wielka improwizacja, co wyjdzie, to wyjdzie, mam nadzieję, że dobrze wyjdzie. W razie czego zwalę na “ja tam się nie znam”, bo dziczyznę robię drugi raz w życiu. Z przepisów nie korzystam, ale to wszystko blogowiska wina, bo jak się naczytam, jak mi się namięsza, to ho-ho!

     

  2. Della pisze:

    Nadam, a co mi tam ;)
    Pojechaliśmy do Żabich mniej więcej po 16-tej. Po drodze drobne zakupy.
    Zanim co, Jerzor już wyjechał z Żabich, bo rower, bo to, bo cholera wie, co :roll:
    Pościskałam się ze starymi znajomymi, tych wiele, Pyra nadal kopci, Haneczka przybrała na wadze 3 dekagramy, no, może w porywach ze cztery, na Cichalów patrzeć nie mogę, bo przecież widuję ich co rusz i co kontynent (oni też powiedzieli – wystarczy!).
    Jak zwykle, stół zastawiony. Tu się dziabnęło, tam ktoś coś polecił, też się skubnęło. A to dopiero miłe złego początki!
    Zapisuję, że od Pepegora pożyczyłam dresiczek, jutro (dzisiaj) odwiozę!
    Idę w kimonko, dobranoc!
    p.s.
    Fotorelacja będzie jak zwykle, ale nie teraz jeszcze!

  3. Della pisze:

    Ja już gotowa na Zjazd cz.oficjalna i najważniejsza, a Jerzor poleciał biegać :evil:
    Zawsze się wyłamuje! Wczoraj stał pod drzwiami i czekał na nas, zziębnięty, i dobrze mu tak, było się zachowywać jak ludzie, a nie cyklista skubany!
    U nas cesarska, mam nadzieję, że po sąsiedzku w Żabich tak samo.
    Wdziałam kiecę i lecę :)

  4. Della pisze:

    Nadam wam, a co tam!
    Tylko bez fotek jeszcze, bo nie wiem, jak wrzucać stąd. Czwarta nad ranem, ja mam nos w książce “Czy go jeszcze pamiętasz?”. Cześka, oczywiście. Pamiętam ten dzień….
    Nie było wnoszenia sztandaru, Panie Lulku, nie odśpiewaliśmy hymnu (”Zaproście mnie do stołu”), było cudnie, jak zwykle.
    A ja, Torba Jedna, odebrałam swoje skarby zostawione w Warszawie (coś mi się wydaje, że tych książek przybyło!), a u Żaby zostawiłam na parapecie inną torbę, po którą udamy się około południa do Żabich. Czyli nadal jestem Torbą Jedną, a może nawet drugą :roll:
    Cumujemy u Szwagrostwa nieopodal, drobne 40 km czy coś koło tego.
    Jak wiadomo powszechnie, to nie był zjazd żarłoków, tylko Łasuchów. Czego tam nie było :roll:
    Starałam się wszystko uwiecznić na fotkach, bo przecież nie sposób spamiętać! Ja, niesłodka przecież, skusiłam się na ciasto z wiśniami :shock:
    PYSZNE!
    Wszystko było wspaniałe, a nasz polski Francuz, Alain Danuścyn, jak zwykle znakomicie przyrządził pstrągi. Nie jestem pewna, czy je z Cichalem osobiście złowili (tak zapodawali), kupili czy wręcz ukradli, ale było mniam-mniam. Dopiszę, teraz muszę doczytać, potem chyba dośpię trochę.
    Żivot je cudo!