IV Zjazd – wg Krystyny

wg Krystyny

  1. krystyna pisze:

    Witam pozjazdowo . Jestem już w domu od kilku godzin. Poprzedni zjazd był bardzo udany, ale ten był jeszcze wspanialszy. Było nas więcej i większość osób już poznałam wcześniej. Do domu Żaby wchodziłam jak do doskonale znanego miejsca. To co teraz napiszę zabrzmi banalnie, ale największą wartością jest to, że w jednym miejscu mogło spotkać się tyle sympatycznych, życzliwych sobie osób,ciekawych siebie wzajemnie.

    Takie bezpośrednie spotkania są bezcenne. Wszyscy czuliśmy to samo, bo przecież nikt nie jechałby nieraz po kilkaset kilometrów/ nie mówiąc o osobach zza oceanu/ ot tak sobie.

    Było to niezapomniane przeżycie. Wybaczcie nadmiar emfazy, ale minie jeszcze sporo czasu nim ochłonę z takiej ilości wrażeń.
    Pogoda nam dopisała o tyle, że nie padał deszcz, ale było dość chłodno. Przezornie zabrane kurtki bardzo się przydały. Tylko Alicja w sobotę przybyła w swojej pięknej sukni, ale potem musiała się przebrać.
    Wiem, że interesuje Was najbardziej strona kulinarna. Rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia. Było mnóstwo ciekawych potraw, a wszystkie pyszne, bo i Żaba z pomocnicami stanęła na wysokości zadania i zjazdowicze, którzy przywieżli swoje wyroby.
    A calelli od razu odpowiadam, że sałatek nie było. Po pierwsze było za zimno na sałatki, a poza tym to była okazja do zaprezentowania oryginalnych potraw. Ale były bardzo dobre pomidory malinowe i ogórki, o których napiszę jeszcze potem, bo są warte osobnego opisania/ tzn. były/.Ponieważ nie był to konkurs kulinarny nie było potraw lepszych i gorszych, bo wszystkie były doskonałe. No dobrze, wymienię wreszcie choć niektóre : chyba wszyscy po raz pierwszy jedli gulasz z dzikich kaczek z grzybami moon / tak się pisze ?/ przywieziony przez Gospodarza i p. Barbarę. Uprzedzam zaniepokojonych – nikt z biesiadników nie znalazł śrutu. Dalej – terryna rybna wykonana przez Danuśkę, łopatka/ dwie/ z dzika w wykonaniu Alicji – także bardzo udana.
    Pasztet żony Stanisława, śledzie Pyry, kurczęta faszerowane Haneczki. Wszystko to były delicje. Na razie skończę, bo jeśli wpis mi nie przejdzie, to się zapłaczę.

     

  2. krystyna pisze:

    cd.
    Były różne sery. Cichalom bardzo smakował polski lazur. Tradycyjnie / no, dopiero drugi raz/ były twarogi wiejskie Eski, pieczenie z dzika i jelenia, gulasz z dzika z wdzięcznością przyjmowany przez wyjeżdżających do domu. Oczywiście były pieczone nad ogniem w folii małe pstrągi/ lub pstrągopodobne/ – wykonawca – Alain , mąż Danuśki.
    Ze słodkości było ciasto Jotki/ taką właśnie nosi nazwę/, a koleżanka Pyry – Inka dwa razy przygotowała tiramisu. Był też mój skromny keks.
    Jedzenia było dużo, ale osób także sporo, część jeszcze została. Nikt nikogo nie zmuszał do jedzenia. Każdy jadł to na co miał ochotę i tyle, ile uważał za właściwe. Na pewno coś pominęłam, ale nie umiem pisać sprawozdań, zresztą zrobią to inni. Dodam, że wśród trunków królowały wina.
    Właściwie chyba tylko jedna osoba solidnie zapracowała na te smakołyki – Pan Mąż Haneczkowy , który naprawiał Żabie “elektrykę”, a jutro jeszcze ma zaplanowane dalsze prace. Reszta używała sobie bez żadnych uprzednich zasług.
    O dalszą relację poproszę pozostałych zjazdowiczów.

  3. krystyna pisze:

    Byku,
    żaden cham, żaden cham. Zapomniałam o rydzach, bo były tylko dwa i Inka po usmażeniu ich ,podzieliła na małe kawałeczki i wszyscy mogli spróbować. Były też uduszone grzyby mieszane, bo Inka i Ewa Cichalowa były na grzybobraniu.
    Oliwki były także, choć powodzenia największego nie miały. Chwilowo.

  4. krystyna pisze:

    Żaba ma świętą cierpliwość. Znieść taki zjazd, a właściwie zajazd za Żabie Błota nie każdy by potrafił. A ona ani razu się nie skrzywiła, jak tyle osób panoszyło się w jej kuchni. Ale przysłowie ” Gdzie kucharek 6, tam nie ma co jeść” tym razem zupełnie się nie sprawdziło. Policzyłam, że czasami było w kuchni nawet więcej osób.
    A ja Dorotolowego tiramisu nie spróbowałam…

    NOWY,
    zdjęcia oczywiście obejrzałam .Nie bardzo potrafię wyobrazić sobie ogrom fal oceanicznych. Widywałam sztormy w portach Łeby i Ustki, a więc nad pełnym morzem, ale to chyba zupełnie co innego niż zwykłe fale nad oceanem. No i szum fal jest chyba o wiele silniejszy.
    Myślę, że nadejdzie czas, że i Ty będziesz wśród zjazdowiczów.

  5. krystyna pisze:

    Wspomniałam o winach, a przecież były też doskonałe nalewki np. Pepegor przywiózł tarninówkę i dereniówkę. Degustatorzy nie potrafili ustalić, która jest lepsza. Także Jotka przywiozła pięknie ozdobioną butelkę z nalewką.
    Mąż pyta mnie, czy ja już na pewno wróciłam ze zjazdu. Zatem do jutra.

  6. krystyna pisze:

    Stanisławie, nie przejmuj się, jeszcze będą okazje do zacieśnienia kontaktów.

    Nemo, wielu uczestników zjazdu przyjechało w towarzystwie współmałżonków, którzy byli świetnymi rozmówcami, a często wykonawcami różnych potraw, ale nie zabierają głosu na blogu. Część towarzystwa pozostała w Żabich Błotach, a tam są jakieś problemy internetowe.

    Żaba leżała, dając odpocząć trochę swojej nodze, która ma być niedługo operowana.

    Przepis na terynę warto zapisać, bo jest to bardzo smaczna i oryginalna, przynajmniej w Polsce, potrawa z ryb. Gościom, lubiącym ryby na pewno będzie smakowała. Alain obstawał przy majonezie jako koniecznym dodatku. Ja wolę bez majonezu albo spróbowałabym z sosem chrzanowym

    Inną , wartą rozpowszechnienia potrawą jest rolada z kurczaka z nadzieniem z wątróbki. Haneczka na moją prośbę opisała mi sposób wykonania, ale niech ona sama, kiedy wróci do domu, poda dokładny przepis. Zwykłego kurczaka można podać w bardzo eleganckiej i smacznej postaci.
    Odniosłam wrażenie, że nikomu nic nie zaszkodziło. Nalewki i wina pomagały w trawieniu, a świeże chłodne powietrze pozwalało dotlenić umysł.

Schreibe einen Kommentar